środa, 20 lipca 2016


24 LIPCA 2016

Niedziela

XVII niedziela zwykła

Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów. On rzekł do nich: Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo!  Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawinił; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie. Dalej mówił do nich: Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: Przyjacielu, użycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przyszedł do mnie z drogi, a nie mam, co mu podać. Lecz tamten odpowie z wewnątrz: Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie. Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje. Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą (Łk 11, 1-13).


OBRAZ DO MODLITWY:
Wyobraźmy sobie pieczony wiejski chleb. Poczujmy jego smak.
 PROŚBA O OWOC MODLITWY:
Prośmy jak uczniowie: Panie, naucz nas się modlić.
 PUNKTY POMOCNE DO MODLITWY:
 1. ALIBI DLA EGOIZMU 
Aby zrozumieć ducha przypowieści należy odwołać się do uwarunkowań kulturowych Palestyny. O północy przychodzi przyjaciel i prosi o trzy chleby. W palestyńskich wioskach kobiety wypiekały chleb codziennie rano i zwykle starczyło go na cały dzień. Stanowił główny składnik posiłków. Wszyscy mieszkańcy wiosek znali się i wiedzieli, gdzie można szukać chleba wieczorem. W razie niespodziewanej wizyty można było liczyć na przyjaciół.
               Wizyta nocna nie była wielkim zaskoczeniem. W starożytności podróżowano zwykle nocą ze względu na upał i kurz. Natomiast gościnność należała do najwyższych cnót.  Przyjęcie gościa w domu było sprawą honoru. Stąd zrozumiałe jest zażenowanie gospodarza, gdy nie ma czym ugościć przyjaciela. W takiej sytuacji nasuwa mu się praktyczne rozwiązanie – poprosić o pomoc drugiego przyjaciela.
               Palestyńskie domy były zwykle jednoizbowe. Ponadto były otoczone murem z zamykaną na noc bramą. Miejsce snu stanowiły papirusowe maty rozłożone na glinianej polepie. Dyskusja odbywała się więc na głos z pewnej odległości.
               Przyjaciel wymawiał się od spełnienia prośby, wysuwając absurdalne motywy – obudzenie w środku nocy dzieci, które zbudziło wcześniej nieprzerwane dobijanie się do bramy i głośny dialog. Gospodarzowi brakuje dobrej woli. Ma chleb, ale nie chce mu się wstać w nocy. Jednak natarczywość przyjaciela sprawia, że spełnia jego prośbę. Słowo natręctwo użyte w języku greckim oznacza tutaj również wstyd, bezwstydność. Na wieść o odmowie i braku gościnności cała wioska doznałaby wstydu i upokorzenia.
                  Przypowieść Jezusa mówi o trzech przyjaciołach. Każdy z nas może utożsamić się z niespodziewanym gościem lub natrętnym przyjacielem. Natomiast przyjacielem wyrwanym ze snu, który użycza chleba jest sam Bóg.
Przypowieść ukazuje relacje między nami a Bogiem na modlitwie. Jest to relacja przyjaźni. Bóg jest Przyjacielem na zawsze. W każdym czasie i w każdych warunkach możemy zdać się na Niego; nawet o północy!
Jezus zachęca w przypowieści, by odnosić się do Boga z prostotą, a nawet naiwnością dziecka. Tylko dziecko nie rozumie, że pewien czas jest niestosowny i potrafi w nocy wytrącać matkę ze snu. 
Bóg przekracza wszelkie wyobrażenia najlepszej matki. Możemy być pewni, że zawsze zostaniemy przez Niego wysłuchani. Bóg jako najlepszy Przyjaciel użycza nam wszystkiego, czego potrzebujemy do życia i miłości.
Jednak modlitwa nie jest jedynie dialogiem dwóch przyjaciół; nie jest jednokierunkowa: my (ja) – Bóg. W takich przypadkach modlitwa staje się hermetyczną intymnością, zamkniętym dialogiem, tajemnymi zwierzeniami, w których nie ma miejsca dla nikogo innego (…), zamkniętym i tajemniczym ogrodem moich relacji z Bogiem (A. Maillot).
W autentycznej modlitwie jest jeszcze trzeci przyjaciel, który przychodzi niespodziewanie o północy. Jest nim każdy, kto puka do naszych drzwi, kto prosi o pomoc wprost, bezpośrednio albo (z różnych racji) w sposób milczący.
Modlitwa nie może stanowić alibi dla egoizmu i lenistwa. A ma to miejsce, gdy zamiast podejmować obowiązki wynikające z miłości bliźniego, uciekamy w wymiar duchowy. Wówczas każdy brak działania i zaangażowania w dobro i pomoc innym można zakryć pobożną pokrywką: przecież się za nich modlę. Życie duchowe wymaga umiejętności łączenia ufnej modlitwy z osobistym zaangażowaniem. Modlitwa, która podoba się Bogu wypływa z troski o bliźnich.
  • Jak reaguję, gdy ktoś zakłóca mi moje plany albo wypoczynek?
  • Jak wygląda moja gościnność?
  • Kogo mógłbym nazwać moim przyjacielem?
  • Kto pojawia się najczęściej w moich modlitwach do Boga?
  • Czy inni czują się dobrze, komfortowo w mojej obecności?
  • Czy moja modlitwa nie stanowi alibi dla braku działania?
 2. CIERPLIWOŚĆ W PROSZENIU
Bezpośrednio po przypowieści następuje zachęta Jezusa do modlitwy prośby i obietnica wysłuchania. Wyrażają je tak zwane Boże passiva (I. Gargano): Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą (Łk 11, 9n).
               Bóg chce być niepokojony (A. Calmet). Chce, byśmy wytrwale pukali i kołatali do Jego serca. Wprawdzie zna dobrze nasze potrzeby, ale chce, byśmy je wyrażali. Również matka czy ojciec znający potrzeby dziecka lubią, gdy dziecko je werbalizuje.
Bogu nie potrzebne są nasze słowa, niemniej jednak potrzebne są nam. Prosząc uświadamiamy sobie różnorodne potrzeby, braki, pragnienia. Aby funkcjonować w codziennym życiu musimy zaspokajać elementarne potrzeby:  pokarmu, napoju, ubrania, mieszkania, pracy, zdrowia… Podstawowe potrzeby nie zaspokajają jednak naszego ducha. Potrzebujemy poczucia sensu, celu życia, ludzkiej życzliwości, dobroci, miłości, przebaczenia, pojednania, więzów rodzinnych, modlitwy, świadomości Bożej Opatrzności…
I Jezus zachęca nas, byśmy uznali te nasze potrzeby materialne, emocjonalne, duchowe i prosili, szukali, kołatali cierpliwie każdego dnia na nowo. Wiemy z autopsji, że nie da się nagromadzić na dłuższy czas chleba; nie można również nagromadzić ludzkiej miłości, życzliwości, poczucia bezpieczeństwa, zaufania, wiary w Boga, itd. Dlatego powinniśmy prosić nieustannie.
Pukanie i proszenie wyraża naszą zależność od Boga i uznanie braku samowystarczalności. Wymaga więc pokory. Nie chcemy prosić, gdyż chcemy być autonomiczni, niezależni; chcemy rozwijać własną koncepcję doskonałości, realizacji siebie czy duchowej perfekcji.
 Z drugiej strony wydaje nam się, że proszenie nie odpowiada współczesnej wizji człowieka. Proszącego utożsamiamy z kimś niezaradnym, niezdecydowanym, uległym, a więc kojarzymy z cechami, które świadczą o  słabości charakteru. Nie licują z godnością i życiową praktyką.
W rzeczywistości proszenie wymaga dojrzałości duchowej, realnego uznania własnej niewystarczalności, zależności od innych, szczególnie od Boga i odwagi, siły ducha. Wymaga również cierpliwości i pokory wobec niewysłuchanych próśb.
  • Czy potrafię i chcę prosić?
  • Czy nie towarzyszy mi postawa roszczeniowa, pretensjonalna?
  • Kogo i o co jest mi najtrudniej prosić?
  • O co powinienem dziś poprosić Boga i moich bliźnich?
  • Jakie są moje niespełnione potrzeby i oczekiwania?
  • Jak reaguję wobec odrzucenia mojej prośby?
  • Czy dziękuję za wszystkie gesty dobroci i życzliwości innych?
3. DARY DOBREGO OJCA
Druga przypowieść Jezusa dotyczy relacji między ojcem a synem. Każdy ojciec wie, co jest dobre dla dzieci i troszcząc się o nich, daje im właściwe dary we właściwym czasie. Dobry ojciec nie da dziecku kamienia zamiast chleba; podobnie węża zamiast ryby czy skorpiona zamiast jajka. Ojciec daje dziecku dary, które są pożyteczne dla jego życia, a nie szkodliwe.
               Kamieniem można zranić, a nawet zabić. W starożytnym Izraelu kamienowano za bałwochwalstwo, niewierność, zdradę, a nawet naruszenie porządku świątecznego (Lb 15, 32-36). Skorpion zadaje śmierć przez ukąszenie. Wąż z kolei jest symbolem szatana kuszącego do zła (por. Rdz 3, 1nn). Bóg jako dobry ojciec nie ześle nam kamienia, skorpiona ani węża, a więc darów, które ranią, uśmiercają, prowadzą do zła.
Natomiast gdy będziemy prosić, ześle dobre dary: chleb, rybę, jajko. Chleb, ryby i jaka stanowiły podstawowy posiłek Żydów. Tradycja chrześcijańska interpretuje je w kategoriach duchowych. Chleb podtrzymuje życie, również duchowe (Eucharystia); ryba (ichthys) symbolizuje samego Jezusa (Jezus Chrystus, Syn Boży, Zbawiciel); natomiast jajko jest symbolem nowego życia, Paschy, zmartwychwstania. Są to więc dary które symbolizują nowe życie w Jezusie.
Syntezą wszystkich dóbr, o które należy prosić jest dar Ducha Świętego. Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą (Łk 11, 13). W czasach Jezusa powszechnie przyjmowano, że Duch Święty odszedł, był dostępny jedynie kilku najbardziej pobożnym ludziom lub był udziałem jedynie określonej wspólnoty (C. S. Keener). Jezus obiecuje Ducha wszystkim, którzy proszą o Niego Ojca. Przeciwstawia ziemskich rodziców, którzy są źli sami z siebie (por. Mk 10, 18), ale mimo to troszczą się o dzieci, Bogu Ojcu, który zawsze spełnia prośbę o dary Ducha Świętego.  Wielkanocne dary Ducha Świętego to: miłość, radość, pojednanie, pokój, nadzieja i odwaga do dawania świadectwa i życia z Jezusem (por. J 20, 19-23 oraz Ga 5, 22n).
  • Jakie dobre dary otrzymałem od swego ojca, matki, nauczycieli, wychowawców?
  • Czy potrafię w spontaniczny sposób łączyć słowo ojciec z dobrocią Ojca Niebieskiego? 
  • Czy moim słowem i życiem wnoszę pokój, nadzieję, radość czy raczej ranię i zadaję śmierć?
  • W jaki sposób spełniam powołanie do ojcostwa/macierzyństwa (również duchowego)?
  • Czy proszę Boga Ojca o dary Ducha Świętego?
  • Który z wielkanocnych darów Ducha Świętego jest mi najbardziej potrzebny dziś?
 ROZMOWA KOŃCOWA:
Odmówmy nabożnie Ojcze nasz.

Opracował: Stanisław Biel SJ

niedziela, 17 lipca 2016

XVI Niedziela Zwykła – (Łk 10, 38-42) – 17.07.2016

  SŁOWO BOŻE:
W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła. A Pan jej odpowiedział: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba [mało albo] tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona (Łk 10, 38-42).



OBRAZ DO MODLITWY:
Wyobraźmy sobie dom przyjaciół Jezusa. Zwróćmy uwagę na zapracowaną Martę oraz Marię siedzącą u stóp Jezusa i wsłuchaną w Jego słowo. Jeżeli mamy osobiste przeżycia związane z pobytem w Betanii, możemy je „przywołać”.
 PROŚBA O OWOC MODLITWY:
Prośmy, abyśmy potrafili nasz trud życia codziennego łączyć z postawą słuchania, rozeznania, refleksji i modlitwy. Prośmy też o świadomość, że jedyną wartością, której potrzebujemy jest Jezus Chrystus i módlmy się, byśmy umieli rozpoznawać zbyteczne troski i chcieli zawsze wybierać najlepszą cząstkę.
 PUNKTY POMOCNE DO MODLITWY:
1. W PODRÓŻY
Fragment Ewangelii, który będzie przedmiotem naszej modlitwy ukazuje Jezusa w  podróży. Św. Łukasz w swojej Ewangelii ukazuje Jezusa w drodze do Jerozolimy. W czasach Jezusa rabini nie mieli na ogół zwyczaju wędrowania, lecz osiadali na stałe w jednym miejscu. Ludzie przychodzili, by słuchać ich nauki i w ten sposób tworzyła się wokół nich szkoła.
               W dzisiejszym wieku – nowoczesnej komunikacji, podróżowanie może być nawet przyjemnością. Jednak w podróżowaniu Jezusa był wielki trud. Przede wszystkim trzeba było stawać ciągle w obliczu nowych sytuacji, wchodzić w różne środowiska, co związane jest z pewną dozą niepewności. Gdy wchodzimy w nowe środowisko, w nowe otoczenie zwykle zastanawiamy się: jak nas przyjmą? Jak się odnajdę w nowej sytuacji? Co mnie tam czeka? Ponadto nie można zakorzenić się w jednym miejscu. Zaledwie zdąży się zapoznać z ludźmi, znaleźć z niektórymi wspólny język, trzeba ruszać w nieznane, podejmować nowy trud.
Zastanówmy się w tej modlitwie nad naszym podróżowaniem, naszą drogą. Czy doświadczam mojego życia na wzór życia pielgrzyma? Czy świadomość pielgrzymowania jest głęboko wpisana w moim sercu? Czy jestem świadomy konsekwencji, jak również niebezpieczeństw związanych z misją pielgrzyma? Czy moje pielgrzymowanie jest integralne i obejmuje również sfery życia duchowego? Jak wygląda moja dyspozycyjność?
               W naszym podróżowaniu ważne są miejsca, w których możemy się zatrzymać; odpocząć psychicznie i duchowo. Dla Jezusa takim miejscem była Betania. Betania była oddalona od Jerozolimy około piętnastu stadiów. Była to odległość bliska, bo wynosiła zaledwie ok. 3km, ale zarazem daleka, bo dzieliła ją od Jerozolimy Góra Oliwna. W ten sposób Betania była zabezpieczona od tłumu i wrzawy stolicy. Położona w pustynnym krajobrazie i odosobnieniu od ludzi, Betania była dla Jezusa oazą przyjaźni. Była jednym z tych rzadkich miejsc, gdzie Jezus radował się i oddychał zawsze świeżą atmosferą życzliwości, gościnności i przyjaźni. Betania była dla Jezusa również jednym ze źródeł duchowych, do których Jezus przychodził, by zaczerpnąć siły i odwagi do życia. Św. Jan przekazał tajemnicę Betanii w jednym zdaniu: Jezus miłował Martę i jej siostrę i Łazarza (J11, 5). Tych troje ludzi związanych było z Jezusem silną więzią przyjaźni i miłości.
               Św. Łukasz podkreśla jednak, że do swego domu zaprosiła Jezusa kobieta – Marta. Jezus przyjmuje zaproszenie Marty. Mamy tutaj pewną dozę śmiałości (oczywiście, w stosunku do tamtych czasów), a także wolności i pokoju w sercu Jezusa. W stylu życia Jezusa, w stylu apostołowania Jezusa najważniejszy jest bliski, osobisty kontakt z drugim człowiekiem. Jezus tym samym staje się bliższy tradycji proroków niż tradycji szkolnej rabinów.
                Z tekstu wynika, że Marta odpowiada za funkcjonowanie domu. Do jej obowiązków należy również troska o gości. Gościnność wśród patriarchalnego ludu Żydów należała do istotnych cech życia społecznego. Gościowi należało się zawsze pierwsze miejsce. Stąd zrozumiały jest wysiłek i troska Marty, aby jak najlepiej uczcić Jezusa i Jego uczniów.
               Kontemplujmy w tej modlitwie trud Marty i gościnność betańskiego domu. Pytajmy również o naszą gościnność. Czy mój dom jest otwarty dla Jezusa i dla moich braci? Czy Jezus i nasi bliźni czują się dobrze w moim domu, w mojej obecności?  Czy mogę nazwać siebie przyjacielem Jezusa?
2. MARTA
Zwróćmy dalej naszą uwagę na dwie siostry. Zastanawiajmy się, która jest bliższa naszemu sposobowi życia, naszym ideałom i pragnieniom: Marta czy Maria?
               Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Marta troszczy się, by zaspokoić potrzeby cielesne Jezusa. Nic nie jest dla niej za dużo; daje z siebie wszystko. Służenie jest potrzebą jej serca (por. J 12, 2).
               Spełniając rozmaite posługi Marta ulega jednak niebezpieczeństwu aktywizmu.  Do jej, zapewne szczerej miłości do Jezusa, wkradło się w sposób subtelny i niezauważalny przez nią, szukanie siebie. Obserwując jej trud, wysiłek, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Marta hołduje ideałowi prężności, sprawności, sukcesu: wszystko musi się udać, wszystko musi być zrobione na miarę wymagań.
               Ideał ten prowadzi Martę do niezrozumienia Jezusa i siostry. Marta nie rozumie Jezusa. W jej przekonaniu wszystko toczy się tak, jakby najważniejszym sposobem uhonorowania Gościa był dobry posiłek.
               Jezus przyszedł, by wnieść w dom przyjaciół pokój. Tymczasem Jego obecność wywołuje u Marty napięcie, podenerwowanie i lęk. Taki lęk jest zakorzeniony w naszej skłonności do robienia sobie problemów z rzeczy nieistotnych.
               Marta traci głowę z powodu drobnostek, bo nie rozpoznała właściwie celu wizyty Jezusa. Przypisuje Jezusowi życzenia, które są odbiciem jej ambicji i pragnień. To z kolei prowadzi ją do niestosownej reakcji. Zamiast poprosić Marię o pomoc, Marta zaczyna narzekać i robić wyrzuty Jezusowi: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu?
               Marta najpierw postawiła siebie w centrum sytuacji, a później wyrzuca Jezusowi, że nie dostrzegł jej dobroci i poświęcenia. Ale nie kończy na tym. Poucza Go, co powinien w związku z tym uczynić: Powiedz jej, żeby mi pomogła. W Kanie Galilejskiej Maryja zwraca Jezusowi pokornie uwagę, że brakło wina i prosi o interwencję, ale nie decyduje, co Jezus powinien uczynić. Marta upomina Jezusa.
               Marta, choć troszczy się o Jezusa, w rzeczywistości troszczy się również o siebie, o swój własny idealny obraz. Nie rozumie też Marii. Zabiegana, zapracowana, zajęta wielością, nie może zrozumieć bierności siostry, nie akceptuje postawy siostry, która wsłuchuje się w jedno. Być może zarzuca jej lenistwo, obojętność, brak serca.
               Zadajmy sobie pytanie, czy postawa Marty nie toruje sobie drogi w naszym życiu. Czy moim ideałem nie jest sukces, pragnienie idealnego obrazu siebie, perfekcjonizm? Czy nie projektuję, nie przenoszę na innych moich potrzeb, pragnień? Czy zwracam uwagę na oczekiwania drugiego człowieka, a zwłaszcza na to, co ma mi do powiedzenia? Czy nie próbuję uszczęśliwiać innych na siłę, według moich wizji i koncepcji szczęścia? Czy w  trudzie, który podejmuję dla Jezusa i bliźnich, nie gubię z oczu ich samych?
 3. MARIA
Podczas gdy Marta troszczyła się o posiłek dla Jezusa, Maria siedziała u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Maria, logicznie rzecz biorąc powinna pomóc siostrze przy usługiwaniu. Tymczasem siedzi spokojnie u stóp Jezusa. W języku biblijnym gest ten ma znaczenie symboliczne: siedząc u nóg Jezusa Maria uznaje Go za swego Mistrza. Jezus jako Gość i Mistrz może wiele nauczyć i duchowo ubogacić.
               Maria nie narzuca Jezusowi swej woli. Maria ma czas dla Jezusa, nie spieszy się, nie robi nic, tylko słucha. Pozwala Jezusowi wypowiedzieć to wszystko, czego On pragnie. Maria zdaje się całkowicie na Jezusa, jest tak przejęta tym, co mówi Jezus, że wszystko inne przestaje dla niej istnieć. Codzienność odsuwa się od niej, jej własne ja milknie. Cała zamienia się w gotowość i przyjmowanie. W tym momencie spotkania z Jezusem oddaje Mu to, co najważniejsze: otwarte i rozumiejące serce.
               Ze sceny tej promieniuje spokój, skupienie, oderwanie od wszystkich rzeczy. Nie ma niczego poza słowem i słuchaniem słowa. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona. Słowa Jezusa świadczą, że wybór Marii jest właściwy. Wsłuchiwanie się w Jezusa jest ważniejsze od pracy dla Niego, od działania dla Niego, jest zawsze na czasie, nie jest nigdy nie w porę. Największym pragnieniem Jezusa, Jego misją na ziemi było przekazywanie słowa Ojca. Maria słuchając tego słowa znalazła się w grupie błogosławionych: Błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je (Łk 11, 28).
               W postawie Marii może jednak istnieć pewne subtelne niebezpieczeństwo. Słowa Marty skierowane do Jezusa: Powiedz jej, żeby mi pomogła, zawierają jądro słuszności. Czy Maria nie kieruje się egoizmem i nie myśli w pierwszym rzędzie o sobie? Można zajmując się sprawami duchowymi zaniedbać sprawy zewnętrzne. W naszym życiu religijnym istnieje niebezpieczeństwo uchylania się od zadań zewnętrznych pod pozorem głębszego życia duchowego. Sądzi się wtedy, że w imię rzeczy wyższych jest się zwolnionym od trudu codzienności, zwyczajności, obowiązków, albo spycha się je na innych lub zostawia Panu Bogu.
                Niejednokrotnie słyszałem w rozmowie skargi mężów na żony, które biegają na różne spotkania modlitewne, akcje charytatywne, codzienną mszę św., a przy tym zaniedbują rodziny, dzieci. Jest to forma ucieczki, która tak naprawdę nie ma nic wspólnego z głębokim życiem duchowym. W rzeczywistości zaniedbywaniu spraw zewnętrznych towarzyszy stopniowo osłabienie życia wewnętrznego.
               Nasze życie ma zwykle wymiar bardziej aktywny. I stąd musimy uczyć się słuchania. Czynna służba dla świata czerpie swoje najżywotniejsze soki z ciszy, modlitwy, kontemplacji i słuchania. Inaczej staje się egoizmem, czystym aktywizmem albo działalnością humanitarną i służy zaspokajaniu własnych, nieraz subtelnych potrzeb.
               Prośmy w tej modlitwie Jezusa o dar kontemplatywnego słuchania.     
 4. TROSZCZYSZ SIĘ I NIEPOKOISZ O WIELE
W dalszym ciągu kontemplujmy postawę Jezusa. Zadajmy sobie najpierw pytanie, jak my reagujemy w podobnej sytuacji? Jak reagujemy na agresję ze strony poirytowanej osoby? Być może reagujemy agresją, lub próbujemy usprawiedliwić i dowartościować tę osobę, albo zaczynamy na nią narzekać i mówić o naszym cierpieniu, itd.
               Jezus natomiast nie próbuje usprawiedliwiać ani racjonalizować postawy Marty, ale zwraca się do niej bezpośrednio, wprost: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego.
Nie jest to krytyka codzienności, ani krzątaniny czy trudu Marty. Jezus krytykuje raczej niepokój, rozproszenie, hałas, wielość i nadmierną uwagę poświęconą rzeczom drugorzędnym, względnym. Użyte w tekście greckie słowo (merimnai) oznacza troski, które zatapiają całkowicie osobę, wtrącają ją w labirynt, sieć, z której nie jest zdolna się wydostać.
Jezus kocha Martę niemniej niż Marię. Ukazuje jej jednak, że w szacie codzienności, problemów, nieustannego zgiełku jest niewiele czasu, by zatrzymać się i posłuchać Jezusa – Pana, który obdarza pokojem, harmonią, pogodą, i może zamazać się to, co najważniejsze. Są w życiu sytuacje, w których trzeba pozostawić rzeczy dobre, po to, by zająć się lepszymi.
               Jezus używa tutaj dwóch czasowników: troszczysz się i niepokoisz o wiele. Tych samych słów używa, mówiąc o zadręczaniu się daremnymi troskami: Potem rzekł do swoich uczniów: Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać. Życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie. Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani żną; nie mają piwnic ani spichrzów, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi jesteście wy niż ptaki! Któż z was przy całej swej trosce może choćby chwilę dołożyć do wieku swego życia? Jeśli więc nawet drobnej rzeczy [uczynić] nie możecie, to czemu zbytnio troszczycie się o inne? Przypatrzcie się liliom, jak rosną: nie pracują i nie przędą. A powiadam wam: Nawet Salomon w całym swym przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, o ileż bardziej was, małej wiary! I wy zatem nie pytajcie, co będziecie jedli i co będziecie pili, i nie bądźcie o to niespokojni! O to wszystko bowiem zabiegają narody świata, lecz Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie. Starajcie się raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane (Łk 12, 22-31).
Podejmijmy w tej modlitwie słowa Jezusa: Troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego. Podobnie jak Marta troszczymy się i niepokoimy o wiele. Zauważmy w tej medytacji to wszystko, co jest przedmiotem naszej troski, naszego codziennego trudu i zabiegania (ludzie, telefony, terminarze zapełnione spotkaniami, itd.). Zauważmy też cały wewnętrzny nieład, niepokój, dysharmonię, jaka się z tym wiąże.
I wsłuchajmy się w słowa Jezusa: po co to wszystko? Co tak naprawdę jest ważne? Czego inni tak naprawdę ode mnie oczekują? Czy mam odwagę, by powiedzieć tak autentycznym potrzebom innych i nie ich pozornym oczekiwaniom? Czy zamiast narzekać na innych, potrafię powiedzieć im prawdę? Jakiej cząstki mi jeszcze brakuje? Czy naprawdę pragnę wyzwolenia z moich lęków, niepokojów i trosk?
 ROZMOWA KOŃCOWA:
Na koniec medytacji usiądźmy, jak Maria u stóp Jezusa w geście adoracji. Rozmawiajmy z Nim jak z Przyjacielem. Prośmy, by był zawsze centrum naszego słuchania i działania. 

Opracował: Stanisław Biel SJ

niedziela, 10 lipca 2016

Bliźni niekompatybilny?
Jezus nawiązując do tego, rzekł: Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko, że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał. Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? On odpowiedział: Ten, który mu okazał miłosierdzie. Jezus mu rzekł: Idź, i ty czyń podobnie! (Łk 10, 30 – 37)

ZNIECZULICA I LITOŚĆ

Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie oparta jest o fakty z życia. Opisana malowniczo przez Jezusa sytuacja ma miejsce na drodze z Jerozolimy do Jerycha. Jerycho leży ponad 1100 metrów niżej Jerozolimy, stąd człowiek, o którym mówi Jezus, schodził do Jerycha. Dwudziestosiedmiokilometrowy zupełnie niezamieszkały odcinek drogi był w czasach Jezusa niezwykle niebezpieczny. Bandyci, którzy byli plagą tej drogi, atakowali szczególnie samotnie podróżujących.
Człowiek, o którym mówi Jezus został bardzo mocno poszkodowany przez zbójców, którzy ograbili go ze wszystkiego, zadali mu ciosy (zapewne jako skutek samoobrony) i porzucili. Pozbawili go własnej godności, a niewiele brakowało, by odebrali mu również życie.
Wobec takich faktów zostają postawieni kapłan, lewita i Samarytanin, którzy znajdują się na tej samej drodze. Kapłan wraca do domu (Jerycha – miasta kapłańskiego) po odbyciu służby liturgicznej. Domyślamy się, że uszy ma jeszcze pełne psalmów śpiewanych w świątyni, a szaty mu jeszcze pachną kadzidłem (A. Jankowski). Spotykając na wpół żywego człowieka staje przed dylematem. Gdyby zmarł w momencie pomocy, zgodnie z obowiązującym prawem, naraziłby go na nieczystość, skażenie. Faryzeusze uważali, ze nieczystość powoduje nawet kontakt z cieniem ciała zmarłego. Wobec takiego dylematu interpretuje prawo na swoją korzyść. Nie brudzi rąk, nie podejmuje ryzyka, skrupulatnie przestrzega przepisów prawa, a udzielenie pomocy pozostawia innym.
W podobny sposób postępuje lewita. Lewici (należący do pokolenia Lewiego) w czasach Jezusa byli zdegradowani do roli sług świątynnych i nie podlegali tak surowym regułom, jak kapłani. Niemniej lewita, o którym mówi Jezus, również bardziej ceni czystość rytualną niż dobro drugiego człowieka.
Wobec tej samej sytuacji zostaje postawiony Samarytanin. Samarytanie i Żydzi żyli w nieustannym konflikcie. Samarytanie byli potomkami Izraelitów i kolonistów z Asyrii. Żydzi traktowali ich jak półpogan, którzy zdradzili Boga patriarchów. Postawienie Samarytanina jako przykładu było dla Żydów zgorszeniem i uderzeniem w ich uczucia patriotyczne.
Samarytanin przełamuje mur wątpliwości. Pozostawia dywagacje na temat czystości rytualnej. Nie mija człowieka potrzebującego pomocy. Tekst mówi, że poruszyły się jego wnętrzności z powodu współczucia, miłosierdzia. Podchodzi do potrzebującego, obwiązuje jego rany i zalewa oliwą i winem. Oliwę stosowano w medycynie do przemywania ran, wino służyło do dezynfekcji.
Gesty Samarytanina wyrażają bliskość, wewnętrzną więź, troskę. Najważniejszy jest zwykle pierwszy gest – przełamanie murów własnego egoizmu. Cała reszta przychodzi sama. Jeden szlachetny czyn pociąga następny i tak dokonuje się obieg miłości. Samarytanin nie tylko sam udziela pomocy potrzebującemu, ale angażuje w nią innych (właściciela gospody), struktury społeczne. Postępuje jak matka, troszcząc się w sposób fizyczny i ojciec, ofiarując środki finansowe.


Pytania do refleksji:
Wyobrażę sobie człowieka znajdującego się w potrzebie, który prosi mnie o pomoc. Co mu odpowiem?
Czy moje serce wzrusza się i lituje? Czy potrafi odczytać nieszczęście i ból drugiego człowieka?
Czy reaguję podobnie, jak Samarytanin wobec ludzi, którzy cierpią, wobec ludzi z marginesu, będących w nędzy duchowej czy potrzebie materialnej? Czy raczej mam swój udział w obojętności i oziębłości świata?

GRANICE MIŁOŚCI

Ojcowie Kościoła interpretują przypowieść Jezusa w sposób alegoryczny. Wprawdzie przypowieść nie zawiera elementów alegorii, ale warto wspomnieć o tej interpretacji, ponieważ ona wskazuje na granice w miłości. Samarytaninem z przypowieści jest sam Jezus Chrystus. Jezus bierze potrzebującego, obolałego i obumarłego człowieka na swoje ramiona i niesie go jak pasterz zagubioną owcę. Wcześniej jednak opatruje jego rany. Zalewa je oliwą miłości i winem radości i mocy. Ojcowie Kościoła widzą tutaj obraz Eucharystii, w czasie której doświadczamy miłosierdzia i nieskończonej miłości Boga. Sam Jezus zalewa nasze rany swoją miłością i zmiłowaniem.
Nasze życie powinno być również zbliżaniem się do ludzi poranionych, leżących przy drodze, ograbionych przez życie, porzuconych, potrzebujących, proszących wprost lub milcząco o pomoc. Naśladować Jezusa Dobrego Samarytanina oznacza mieć litość i współczucie, wlewać w ludzkie rany oliwę i wino naszej dobroci, miłości, brać bliźniego na ramiona i nieść go. Św. Paweł napisał: Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe (Ga 6, 2).
Samarytanin po udzieleniu pierwszej pomocy i odtransportowaniu poszkodowanego do gospody, rodzaju zajazdu, wręcza gospodarzowi dwa denary i powierza mu troskę o jego dalsze potrzeby. Pozostawia również margines wolności na dalsze wydatki, które pokryje w drodze powrotnej.
Miłość i miłosierdzie mają granice. Jest nimi wolność innych. Samarytanin okazuje miłosierną miłość, czułość, dobroć, ale później, gdy potrzebujący staje na własnych nogach, pozostawia go. Jezus nie żąda od nas, byśmy zajmowali się bliźnim nieustannie i dźwigali ciężar ponad siły. Do nas należy odstawić go do najbliższej gospody. Później jednak musimy pozostawić mu wolność. Pozwolić, by sam wzrastał, a także pozwolić działać Bogu.
W naszych relacjach z bliźnimi grozi nam niebezpieczeństwo manipulacji. Pomoc, troska o drugiego człowieka, opieka może łatwo przerodzić się w jakiś rodzaj uzależnienia. Dlatego powinna nam ciągle towarzyszyć świadomość, że drugi człowiek nigdy nie jest naszą własnością. Drugi człowiek jest darem dla nas, ale jest wolny. Ponadto musimy pamiętać, że nasza ludzka miłość będzie o tyle głęboka i wolna, o ile będzie wypływać z pierwszego źródła – z Bożej miłości. Nikt z nas nie ma dwóch serc. Jednym sercem kochamy Boga i człowieka. Gdy nasza miłość do Boga będzie szczera, będzie naprowadzać nas na autentyczną miłość bliźniego, znającą własne granice i szanującą jego wolność.


Pytania do refleksji:
Czy moje ręce są skore do pomocy i dzielenia się? Czy są od siebie, czy tylko do siebie?
Co stanowi moją oliwę i wino na rany innych?
Czy moja miłość bliźniego pozostawia innym wolność?
W jaki sposób (świadomy lub nieświadomy) byłem manipulowany w moim życiu przez innych?

WRÓG – BLIŹNIM?

Puenta przypowieści jest zaskakująca. Jezus stawia pytanie uczonemu w Prawie: Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? Pisarz nie jest nawet w stanie wymówić imienia wroga, dlatego odpowiada: Ten, który mu okazał miłosierdzie. Bliźnim nie jest pobity człowiek, którego dotknęło nieszczęście. Bliźnim nie jest też lewita ani kapłan. Nauczyciele żydowscy za bliźnich uznawali zwykle Izraelitów (por. Kpł 19, 18). Bliźnim jest Samarytanin, a więc wróg. Bliźnim jest człowiek, który stał się najbliższy potrzebującemu.
Św. Ambroży podkreślał, że bliźnim nie czynią więzy krwi, ale miłosierdzie. A więc nie pokrewieństwo, rasa, naród, wspólnota, partia, klasa społeczna, interesy, zgodność charakterów… W tym sensie bliźnim jest nawet nasz domniemany wróg (samarytanin), człowiek daleki od naszych sympatii, gustów, idei, uczuciowych upodobań, programów. Bliźni nigdy nie jest mi bliski. Przeciwnie, jest daleki, odpychający, często antypatyczny. Bliźni nie wychodzi mi naprzeciw. Nie ułatwia kontaktu. Z bliźnim jestem prawie zawsze „niekompatybilny” (A. Pronzato).
Bliźnim człowiek się staje, gdy zbliża się do innych. Bliźnim jest każdy z nas, gdy staje się bliski potrzebującego. Człowiek potrzebujący pomocy ofiaruje możliwość kochania. To nie my wybieramy bliźnich, ale oni wybierają nas. W naszych relacjach z innymi często nie jesteśmy tego świadomi. Bardziej koncentrujemy się na odczuciach i potrzebach, niż na samych osobach, które Bóg stawia na naszej drodze życia. Ponadto towarzyszy nam zachłanność uczuciowa, która sprawia, że trudno nam kochać bezinteresownie bliźnich. Raczej wiele oczekujemy. Stąd nie zauważamy ludzi, którzy proszą nas o pomoc. I zapominamy, że miłość zawsze jest wzajemna.
Również jako bliźni dla innych pozostawiamy wiele do życzenia. Nie zawsze potrafimy doceniać dar dobroci, miłosierdzia, życzliwości, akceptacji, miłości innych. Żądamy zbyt wiele i zapominamy o ludzkich ograniczeniach.


Pytania do refleksji:
Kogo dotychczas uważałem za bliźniego?
Które osoby są dla mnie najważniejsze. Dlaczego?
Jakie najgłębsze potrzeby i pragnienia spełniały te osoby?
Czy mam żywy kontakt z moimi rodzicami, rodzeństwem, przyjaciółmi?
Dla jakich osób jestem szczególnym darem i bliźnim?
Czy jestem świadomy własnych praw oraz praw moich bliźnich?

Opracował Stanisław Biel SJ
O modlitwie

Modlitwa jest formą utrzymywania kontaktu z Bogiem
Opowiedział im też przypowieść co do tego, że trzeba się zawsze modlić i nie ulegać zniechęceniu. (Łuk. 18,1)
Znaczenie osobistej modlitwy
"Gdy się modlicie też, nie bądźcie jak obłudnicy, gdyż lubią modlić się, stojąc w synagogach i na rogach ulic, aby pokazać się ludziom. Zapewniam was, odbierają swoją zapłatę.Ty natomiast, kiedy się modlisz, wejdź do swojego schowka, zamknij za sobą drzwi i pomódl się do swojego Ojca, który jest w ukryciu, a twój Ojciec, który widzi w ukryciu, odpłaci tobie jawnie. Modląc się zaś nie paplajcie jak poganie; bo myślą, że zostaną wysłuchani dzięki swojej wielomówności. Nie upodobnijcie się więc do nich, gdyż wasz Ojciec już wie czego potrzebujecie, zanim Go poprosicie.
" (Mat. 6,5-8)
Modlitwy są osobistym uwielbieniem Boga
"Alleluja. Chwalcie Pana z niebios, Chwalcie go na wysokościach!
Chwalcie go, wszyscy aniołowie jego, Chwalcie go, wszystkie zastępy jego!
Chwalcie go, słońce i księżycu, Chwalcie go, gwiazdy świecące!
Chwalcie go, najwyższe niebiosa I wody nad niebiosami!
Niech chwalą imię Pańskie, Bo On rozkazał i zostały stworzone!
Ustanowił je na wieki wieczne, Ustalił porządek, który nie minie.
Chwalcie Pana z ziemi, Potwory morskie i wszystkie głębiny!
Ogniu i gradzie, śniegu i dymie, Wichrze gwałtowny, co pełnisz jego rozkaz!
Góry i wszystkie pagórki, Drzewa owocowe i wszystkie cedry!
Zwierzęta i wszystko bydło, Płazy i ptactwo skrzydlate!
Królowie ziemscy i wszystkie narody, Książęta i wszyscy sędziowie ziemi!
Młodzieńcy, a także dziewice, Starcy razem z dziećmi.
Niech chwalą imię Pana, Bo samo jego imię jest wzniosłe, Chwała jego jest nad ziemią i niebem! Pomnożył moc ludu swego. Chwała wszystkim wiernym jego - Synom Izraela, ludu mu bliskiego. Alleluja." (Ps. 148,1-14)

"Alleluja. Chwalcie Boga w świątyni jego, Chwalcie go na ogromnym jego nieboskłonie. Chwalcie go dla potężnych dzieł jego, Chwalcie go za niezmierzoną wielkość jego!
Chwalcie go na głośnych trąbach, Chwalcie go na harfie i cytrze!
Chwalcie go bębnem i pląsaniem, Chwalcie go na strunach i na flecie!
Chwalcie go na cymbałach dźwięcznych, Chwalcie go na cymbałach głośnych! Niech wszystko, co żyje, chwali Pana! Alleluja."
(Ps. 150,1-6)




Modlitwa za nieprzyjaciół
"Ja wam natomiast mówię: Kochajcie nieprzyjaciół waszych, błogosławcie przeklinających was, dobrze czyńcie nienawidzącym was i módlcie się za tych, którzy was znieważają i prześladują, "
(Mat. 5,44)
Modlitwa jest miejscem przedstawiania problemów Bogu
"Przestańcie martwić się o cokolwiek, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem przedstawiajcie wasze prośby Bogu. A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, będzie strzegł waszych serc i waszych myśli w Chrystusie Jezusie. " (Filip. 4,6-7)
Bóg obiecuje wysłuchiwanie modlitw
"Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą " (Mat. 7,7-8)
Jedynym adresatem modlitw jest Bóg, a jedynym pośrednikiem Jezus Chrystus
"Gdyż jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus, " (1 Tym. 2,5)

"Jezus odpowiedział: Ja jestem drogą, prawdą i życiem; nikt nie przychodzi do Ojca, jak tylko przeze Mnie. Jeślibyście o cokolwiek poprosili w moim imieniu, Ja to spełnię. " (Jan. 14,6.14)
Pełne zaangażowanie w szczerym poszukiwaniu Boga warunkiem wysłuchania modlitw
"Gdy będziecie mnie wzywać i zanosić do mnie modły, wysłucham was. A gdy mnie będziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać całym swoim sercem" (Jer. 29,12-13)
Nie wyznane Bogu grzechy mogą być przyczyną nie wysłuchanych modlitw
"Oto ręka Pana nie jest tak krótka, aby nie mogła pomóc, a jego ucho nie jest tak przytępione, aby nie słyszeć. Lecz wasze winy są tym, co was odłączyło od waszego Boga, a wasze grzechy zasłoniły przed wami jego oblicze, tak że nie słyszy." (Izaj. 59,1-2)
Wiara jest konieczna do wysłuchania modlitwy
"Dlatego mówię wam: Wszystko, o cokolwiek się modląc prosicie, wierzcie, że otrzymujecie, a spełni się wam. " (Mar. 11,24)



Przestrzeganie przykazań ważne w wysłuchaniu modlitw
"I otrzymujemy od Niego to, o co prosimy, gdyż zachowujemy Jego przykazania i czynimy to, co dla Niego miłe. " (1 Jan. 3,22)
Modlitwy mają być zgodne z Bożą wolą (tzn. z przykazaniami, oraz planem Boga dla naszego życia).
"A to jest ta ufna odwaga, którą mamy względem Niego, że kiedykolwiek prosimy o coś zgodnie z Jego wolą, słucha nas. ." (1 Jan. 5,14)
Wzór modlitwy- Modlitwa Pańska
"Wy więc w taki sposób się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebiosach, niech Twoje imię będzie święcone, niech przyjdzie Twoje Królestwo, niech będzie Twoja wola, jak w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj, i odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie poddawaj nas próbie, ale wyzwól nas od złego, gdyż Twoje jest Królestwo, moc, chwała na wieki wieków. Amen. ." (Mat. 6,9-13)
Modlitwa może uczynić cuda
"Wyznawajcie zatem grzechy jedni drugim i módlcie się jedni za drugich, abyście w ten sposób byli wyleczeni. Wiele może skuteczna modlitwa sprawiedliwego. (Jak. 5,16)
Niewłaściwe prośby nie będą wysłuchane przez Boga
"Prosicie, a nie otrzymujecie, dlatego że źle prosicie, aby stracić to w waszych namiętnościach. "
(Jak. 4,3)